P.C. Cast - Spalona



Nie mogłam doczekać się już premiery tej części, ale że zostało już tylko kilka dni pojechałam do księgarni. I wtedy zobaczyłam ją ... Na półce, musiałam ją mieć. Byłam tak szczęśliwa, że od razu wzięłam się za czytanie ... 


Zoey znalazła się na rozdrożu. Po tym jak jej dusza uległa rozpadowi, podzieliła się na kilka osobnych kawałków i opuściła ciało, Zoey ma do podjęcia ważną decyzję. Teraz młoda kapłanka musi ze złamanym sercem przyglądać, jak wszystko w co dotąd wierzyła rozpada się na kawałki. Jednak w Zaświatach jest bezsilna i nie ma ochoty na powrót, przeciwnie, chce zostać tam na zawsze z Heathem, chce wreszcie odnaleźć spokój. Aczkolwiek jednocześnie tęskni do przyjaciół, myśląc, że już nigdy nie będzie jej dane się z nimi spotkać. Ponadto, jeżeli nie powróci, może nastąpić koniec znanego jej dotąd świata. Jedyną osobą wśród żywych, która może do niej dotrzeć, jest Stark, jej waleczny, chwilowo zrozpaczony, wojownik. Pozostało mu tylko siedem dni, by dokonać tego, co jeszcze nikomu się udało… Tymczasem Stevie Rae nadal skrywa tajemnicę, która może być zniszczeniem, jak i zbawieniem dla świata.


Charaktery bohaterów prawie wcale nie są nakreślone w tej części. Przyjaciele Zo, baranie stadko, jak nazywa ich Afrodyta, nic tylko się zamartwiają. Co jakiś czas mają jakiś przejaw dawnych osobowości, jednak one strasznie zanikły. Bliźniaczki nie uprzykrzają już życia Afrodycie, nie skupiają na zakupach, nie kończą swoich zdań… wszystkie ich znaki charakterystyczne nagle w dziwny sposób się rozpłynęły. To samo stało się z resztą bohaterów. Tak naprawdę najlepiej trzyma się Afrodyta, która jak zwykle jest silna, często denerwująca i potrafi każdemu nagadać, przez co przynajmniej nie ginie w tle. Nawet nasza główna bohaterka przez to, że zatraciła siebie (przynajmniej ma jakieś usprawiedliwienie, co nie?) tylko chodzi i płacze. Na szczęście Stevie Rae i Rephaim mieli choć trochę zarysowane sylwetki - inaczej lektura mogłaby stać się całkowicie nie do zniesienia z tak nijakimi postaciami.


„Przeznaczenie każdego zmienia się wraz z jego wyborami.”


Tak oto prezentuje się 7 część sagi Domu Nocy, autorstwa P.C. Cast. Szczerze, to ucieszyłam się na wieść  tym, że ludzki chłopak Zo nie żyje, jakoś od początku go nie lubiłam, cały czas miałam nadzieję, że jednak będzie ze Starkiem. Ale dość już o problemach sercowych głównej bohaterki. 



Wydawałoby się, że po tylu książkach, które dotyczą tej samej historii czytelnicy będą mieli już dość mdłej czirokeskiej babraniny. Nic bardziej mylnego. Młodzi fani wampirów wciąż ślepo podążają za historią licząc na kolejne fascynujące doznania. Jednakże w książkach matki i córki doznać możemy pewnej sinusoidalnej prawidłowości, jeden tom jest lepszy, drugi gorszy. Jednakże „Spalona” leży gdzieś pomiędzy. Z jednej strony autorki skupiły uwagę czytelnika na najważniejszym wątku, aczkolwiek z drugiej strony wzbogaciły go o poboczne sytuacje, które niejednokrotnie powodowały, że zapominamy o co toczy się walka. Choć najistotniejsze jest to, aby zachować Zoey przy życiu i sprowadzić ją do jej ciała, to jednak przez rozważania dotyczące uczuć postaci drugoplanowych mogą wprowadzać spory zamęt. Wszystko sprowadza się jednak do emocjonalnych nastolatek, które z kochają całą parą, które gotowe są do niebywałych poświęceń dla drugiej osoby, które gotowe są umrzeć dla tej którą kochają. Jednakże, jak się szybko okazuje, istnieje również coś ponadto, coś co wprowadza nutę dorosłości w dotychczas rozwydrzoną ekipę młodych ludzi. Zaczynają dostrzegać prawdziwy sens swoich czynów, a także własne powołania. Kiedy Stark w końcu godzi się ze swoją rolą w związku z Zoey, to Afrodyta przyjmuje na siebie bardzo odpowiedzialne zadanie. Przyjmują je na sposób dorosły i bez zbędnych ceregieli. Ponadto, fabuła nadal oscyluje wokół czirokeskich wierzeń, aczkolwiek tym razem trochę się to ułagadza i sprowadza ten wątek do minimalnej interwencji. Więcej uwagi skupia się zaś za tradycyjnej walce dobra ze złem, tutaj zmienioną na walkę Światłości z Ciemnością, reprezentowaną za pomocą byków. Wprowadzenie tego motywu daje nam możliwość lepszego zrozumienia wydarzeń z wcześniejszych tomów. Rozszerza nam perspektywę i od tej pory już zawsze będziemy mieli to przed oczami. Gdyby tego było mało to fabuła kolejnego tomu zaczyna trochę trącać „Romeem i Julią”, a to wszystko przez dość niezwykłą relację Stevie Rae i Raphaima, stanowiących dwa przeciwległe bieguny. Czas jednak pokaże co wyniknie z tych ich emocjonujących zażyłości, aczkolwiek zakończenie zapowiada dość wiele komplikacji w tym temacie. 


Trzeba przyznać, że P.C. Cast i Kristin Cast całkiem nie najgorzej radzą sobie z tworzeniem kolejnych rewelacyjnych zdarzeń, w których możemy zaczytywać się w każdym kolejnym tomie. W „Spalonej” bez przeszkód zabierają nas w Zaświaty i prezentują swoją własną wizję czegoś, co my nazwalibyśmy Czyśćcem. Miejsce przepiękne, nieskazitelne, niczym niebo dające nieskończone szczęście. Autorki wprowadzają kontrasty. Jest tutaj wiele pozytywnych postaci, są też takie przesiąknięte złem do szpiku kości. Jednakże największym zaskoczeniem są szarości, czyli Ci, którzy mają w sobie zarówno dobro, jak i zło. Odzwierciedlone poprzez Kruka Prześmiewcę dają nadzieję, że ktoś kto jest zły z natury nie musi taki pozostać. Działa to także w drugą stronę. Tym samym ukazuje się, że każda istota powinna być definiowana przez jej własne czyny i wybory, a nie jej pochodzenie. Autorki za pomocą różnorodnych postaci uwidaczniają nasze własne wady, nasze własne osobowości, dlatego nie ma się co dziwić, że sami się z nimi utożsamiamy i kibicujemy naszym ulubieńcom. Trochę zaskakuje nas jednak to, że postaci, które dostarczały nam sporo wrażeń, wraz z nowym tomem zepchnięte zostały daleko do tyłu i zdecydowanie pomija się je w nowych rozgrywkach. 


„Pamiętajcie, że każda rzecz, zarówno dobra, jak i zła, ma swoje konsekwencje.” 



 Ta część, jak i poprzednia pozwala czytelnikowi poznać także dalsze losy Stevie oraz Rephaima, jak dla mnie wątek ten jest bardzo fajny i wciągający. Ale ... No właśnie, autorki przesadziły nieco ... Już szczególnie podpadło mi to, że Dallas ma moc i stanął po złej stronie ... Reszta była wciągająca i fajnie napisana, szczególnie rozbrajające teksty Afrodyty, których nie brakuje w tej części, jak i w poprzednich. 


Seria ma czasem swoje wzloty i upadki, ale nadal mam nadzieję, że następna część, która podobno jest najciekawsza ze wszystkich, będzie zwalała z nóg. W niektórych momentach czuje się przesłodzenie, czasem wszystkiego jest po prostu za dużo. Zdarza mi się pomyśleć czasami, że seria ta mogła zakończyć spektakularnie na 4 lub 5 części. Wtedy czytelnik nie psułby sobie opinii o tej serii. Czytałam w internecie, że większość wolałaby takie zakończenie, a dalsze części są robione dla pieniędzy, zgodzę się z tym, ale tylko częściowo. 


Moja ocena : 7/10

4 komentarze:

  1. Właśnie ją czytam. Uwielbiam "Dom Nocy"
    Pozdrawiam, dodaję do mojej listy blogów i zapraszam do siebie ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Afrodyta wciąż żyje? I to już 7 część? Boże, a ja skończyłam na drugim... Kiedyś wrócę do tej serii, aby się trochę poznęcać.

    OdpowiedzUsuń

Każdy Wasz komentarz motywuje mnie do dalszego pisania i czytania :)
Dzięki temu mogę też zajrzeć na Wasze blogi i odwdzięczyć się.

Dziękuję za każdą opinię :)